Taras Bulba i siekiernicy.

Serial o wydłubywaniu rodzynków z ciasta - odcinek 2.


Засновника «Поліської Січі» прозвали Бульбою через форму носа ...Jak już wspomnieliśmy we wstępie do odcinka pierwszego, Fałszywa Asymetria Tarasa Bulby?
impulsem, który skłonił nas do stworzenia tego cyklu / „serialu”, był komentarz Doktora Mirosława Szumiły do opublikowanego przez nas „Komunikatu” – odezwy banderowskiej frakcji OUN, w którym banderowcy potępiają rzezie na Wołyniu, wzywają do nieulegania prowokacjom i ostrzegają, że akty terroru będą zwalczane jako obca działalność agenturalna.

Komentarz brzmiał tak:

Proszę sobie przeczytać list Tarasa Bulby-Borowca do Krajowego Prowodu OUN B z 25 marca 1943 r. Bulba już wtedy potępił podjętą przez banderowców antypolską akcję.
Mirosław Szumiło, Facebook, 10 stycznia 2020 roku


Nie nękalibyśmy Pana Doktora naszymi tekstami, gdybyśmy nie uważali Go za człowieka uczciwego. Z agenturą się nie dyskutuje. Tylko z ludźmi uczciwymi warto prowadzić dialog. Przepraszamy Pana Doktora za nękanie, lecz zarazem podkreślamy, że nie mamy na celu zaspokajania naszych sadystycznych popędów, a tylko działanie pro publico bono. Chodzi nam o BONO Polaków, Ukraińców i wszystkich narodów, którym przyszło żyć między Moskwą a Niemcami. „Polityka historyczna” nie służy dobru wspólnemu. Temu dobru służy natomiast HISTORIA – przeciwniczka „polityki historycznej”, przez „politykę historyczną” srodze znienawidzona (i wzajemnie). W okrutnym konflikcie między historią a „polityką historyczną” staramy się wspierać historię. A Pana Doktora gorąco zachęcamy, żeby stanął w szeregu obok nas, po stronie historii, w walce przeciwko „polityce”.

List Tarasa Bulby z 25 marca 1943 roku jest na tyle ważny, że musimy poświęcić mu aż 2 odcinki serialu. Dopiero w późniejszych odcinkach przejdziemy do innych listów i publikacji Bulby. Dla wygody czytelników jeszcze raz wklejamy najważniejszy fragment listu. Wytłuszczone i podkreślone są te słowa, które Profesor Grzegorz Motyka wyciął, cytując Bulbę w swojej książce „Wołyń 43”.

Problem polski.
Na wspomnianej naszej naradzie z 21 stycznia 1943 roku ta sprawa była wielostronnie omawiana. Tymczasem zamiast trzymać się ustalonej taktyki, Organizacja w ostatnich dniach otwarła dla Ukraińców jeszcze jeden front – front polski. Poszły w ruch siekiery i wiechcie do podpalania. Wyrąbuje się i wiesza całe rodziny i wypala się polskie osiedla. „Siekiernicy” haniebnie wyrąbują i wieszają bezbronne kobiety i dzieci, a polski aktyw bojowy pochował się po lasach i organizuje się w przeciwuderzeniowe bandy, które rozpoczynają akcję odwetową przeciwko ludności ukraińskiej. Pole ich działania jest o ileż większe od naszego. Po pierwsze w ten sposób Ukraińcy robią przysługę SD, a po drugie w oczach świata robią z siebie barbarzyńców. Trzeba liczyć się z tym, że tę wojnę zapewne znowu wygra Anglia i takich panów „siekierników” oraz wieszacieli z pikami [tak to słowo przetłumaczył Grzegorz Motyka – dosłownie jest „паліями”] potraktuje jak agenturalnych służalców hitlerowskiego ludożerstwa, a nie honorowych bojowników za wolność i nie jak budowniczych państwa. Państwa buduje się przez zdobywcze albo przez wyzwolicielskie marsze w walce frontowej, a nie przez barbarzyńskie masakry choćby i wrogiej [lecz] bezbronnej ludności. Polskie zagrożenie jest dla nas jednym z najmniejszych zagrożeń i możemy śmiało odłożyć walkę z Polską na później. Jeżeli my dzisiaj tak ostro występujemy przeciw barbarzyńskim metodom, stosowanym przez Niemców przeciwko nam, to jak wytłumaczymy przed cywilizowanym światem takie same własne „wyczyny”.
                                                                         Taras Bulba Borowiec.
                                                                         Fragment z listu z datą 25 marca 1943 roku.
                                                                         Grzegorz Motyka nazywa ten tekst „odezwą”.



W późniejszych tekstach Bulba oskarżenia przeciwko banderowcom formułował w sposób bardzo jednoznaczny. W kolejnych odcinkach omówimy te późniejsze teksty. Jednak w liście z 25 marca Bulba oskarża banderowców „tylko” o to, że doprowadzili do wybuchu otwartego powstania, a przez ten wybuch doszło do zbrodni na bezbronnych polskich cywilach. Jednoznacznie przypisuje zbrodnie siekiernikom. Kim byli siekiernicy? Zapewne nazwa ta mogła być używana na określenie wszelkich ludzi posługujących się siekierami. Czy jednak istnieli siekiernicy rozumiani jako odrębna grupa? Znany jest nam w tej chwili tylko jeden dokument, który mówi o si;ekiernikach coś konkretnego.

Jest to sowiecki raport Fiodorowa i Drużynina z 20 lipca 1943 roku

Według posiadanych przez nas informacji oprócz „banderowców”, „bulbowców” i „melnykowców” w obwodach Zachodniej Ukrainy istnieją też „zieleniowcy” i „siekiernicy”, którzy są jakby odmianą ukraińskich nacjonalistów, istniejącą i działającą jako zorganizowane grupy. „Zieleniowcy” powstali jeszcze pod władzą radziecką z klasowo obcych elementów – osób, które nie chciały służyć w Armii Czerwonej, i które przed wybuchem wojny były bazą dla niemieckiego szpiegostwa. Przed niemiecką okupacją Zachodniej Ukrainy, ich zadaniem było: niszczenie aktywu partyjnego i radzieckiego [aktywu państwowego], kołchoźników, Żydów. Po tym jak Niemcy zaczęli stosować wobec ludności terror, który w znacznym stopniu dotknął także rodziny „zieleniowców”, ci ostatni częściowo przeszli do służby w policji, częściowo weszli w skład szkieletowych kadr nacjonalistów i część z nich wciąż istnieje jako niewielkie grupy bandyckie. Nazwa „zieleniowcy” wzięła się od bytowania w lesie. 
„Siekiernicy” powstali pod koniec 1942 roku, jako niezależne grupy, działające głównie w rejonie wsi Złote i Huta Stepańska, złożone z kułaków. Ich działalność to w praktyce grabieże i mordowanie ludności cywilnej, głównie Polaków. Nazwa „siekiernicy” związana jest z ich metodami zabijania - przy użyciu siekier. Ta nazwa została im nadana przez ludność. Obie te grupy są mocno związane z ukraińskimi nacjonalistami. Prowadzą walkę z [sowieckimi] partyzantami i z Niemcami.
                                                                  CPASSU, sygn. f. 62, op. 1, spr. 247, ark. 59.



„Wołyń 1943 Początek Grzegorz Motyka 01”, spisane z nagrania:

W jego opinii, myślę tu o Wołodymyrze Wiatrowyczu, jego zdaniem pierwsze napady na polskie miejscowości, w tym między innymi na Paroślę, nie odpowiada Ukraińska Powstańcza Armia, nie odpowiadają banderowcy, tylko odpowiadają siekiernicy (taka nazwa pojawia się w niektórych dokumentach radzieckich) – bliżej nie zidentyfikowana formacja na poły kryminalna, która miała dokonywać takiej czystki. No w tym wypadku wydaje się to co najmniej konstrukcja pod względem intelektualnym karkołomna. Z tych fragmentów dokumentów, w których pojawia się określenie „siekiernicy”, ono figuruje ewidentnie jako określenie równorzędne ze stwierdzeniem „ukraińscy nacjonaliści”, w żaden sposób nie rozdzielające określenia „banderowcy” i „siekiernicy”. W związku z tym, jak się wydaje, w tym pierwszym okresie, kiedy jeszcze wiedza na temat organizacji ukraińskiego ruchu partyzanckiego była znikoma, po prostu w ten sposób określano wszystkie oddziały, czy zwracano uwagę na te oddziały, które w napadach używały właśnie siekier.


Czy ktoś tu jest idiotą? Bo innego wytłumaczenia nie widzimy. Co mówi raport z 20 lipca, a co mówi Grzegorz Motyka?

Raport mówi wyraźnie i dokładnie o tych terenach, na których zaczęła się „rzeź wołyńska”. Jeżeli potraktować ten raport poważnie, to działania siekierników zaczęły się wcześniej, a nie w marcu 1943 roku, ale w marcu mogły się nasilić, skutkiem wybuchu powstania. Raport sowiecki WYRAŹNIE ODRÓŻNIA SIEKIERNIKÓW OD BANDEROWCÓW, a Grzegorz Motyka twierdzi, że nie odróżnia.

Taras Bulba był przeciwnikiem powstania i krytykował banderowców za to, że to powstanie wywołali (będzie o tym w następnych odcinkach). Ten wybuch był jego zdaniem przyczyną wielu nieszczęść. Działania siekierników (kimkolwiek oni byli) zaczęły się przed marcem, a nawet przed lutym 1943 roku. Zdają się to potwierdzać na przykład wspomnienia Grzesiakowej, na którą Profesor Grzegorz Motyka chętnie się powołuje, ale której bezpodstawnie przypisuje tezę, że zbrodnię w Parośli popełnili banderowcy. W rzeczywistości Grzesiakowa nawet nie wspomniała o banderowcach. Pisze ona o bulbowcach i upowcach, a tak konkretnie to o poleskich chłopach. Pod nazwą „upowcy” znani byli wówczas bulbowcy, nie banderowcy i chyba nawet Pan Profesor Grzegorz Motyka zdaje sobie z tego sprawę, udając tylko, że nie rozumie.

W sytuacji, jaka wytworzyła się zimą i wiosną 1943 roku na Polesiu i Wołyniu, naturalnym zjawiskiem była działalność „dzikich” i „półdzikich” zbrojnych grup i band, najróżniejszych grup, nie tylko ukraińskich czy polskich, ale nawet żydowskich i żydowsko-cygańskich.

Tutaj drobna uwaga, pozornie tylko odbiegająca od tematu. Większość tych grup, często o kryminalnym charakterze, przechodziła później pod dowództwo sowieckich partyzantów, również żydowskie zbrojone grupy, które powstawały na jesieni 42 roku - gdy Niemcy rozpoczęli likwidację gett w miasteczkach Wołynia. Istniały w tym czasie całe tabory żydowskie, ukrywające się po lasach, przemieszczające się z miejsca na miejsce, zdobywające żywność, odzież i uzbrojenie w wioskach, które odwiedzały... I nie zawsze była to dobrowolna współpraca czy wymiana. Sami żydowscy partyzanci w powojennych wspomnieniach opowiadali, że napadali tylko na tych gospodarzy, którzy pomagali Niemcom, ale po pierwsze, ich kryteria „pomocy” to pojecie bardzo szerokie, a po drugie opinia o skłonności Polaków do kolaboracji z Niemcami była już na przełomie lat 1942/43 mocno ugruntowana.

Ta wtrącona uwaga nie ma na celu przekierowania podejrzeń z banderowców na Żydów. Chodzi jedynie o pokazanie, jak naiwne i logicznie wadliwe są wnioskowania historyków pokroju Grzegorza Motyki, który usiłuje zasugerować czytelnikowi, że jeżeli jakaś okolica była „terenem podległym Dubowemu”, to jedynym możliwym sprawcą napaści jest Dubowy (czy jego poprzednik – Korobka). I to w czasie, gdy zbrojne siły banderowskie liczyły w sumie ledwie kilkuset ludzi. Wprawdzie źródła, na które powołuje się sam Motyka, mówią nie o banderowcach, lecz o „bulbowcach”, „dezerterujących policjantach”, „Ukraińcach”, „miejscowych Ukraińcach”, a nawet o obdartusach „w skóry poowijanych, w łapciach, z dzidami jak dzicy”, z podkreśleniem że „nawet baby szły z nimi”, ale ponieważ Grzegorz Motyka „WIE”, że nawet ludzie z lasu, uzbrojeni w dzidy, obuci zimą w łapcie i odziani w skóry, idący wraz z babami, byli banderowcami, więc twierdzi, że wszystkie te źródła mówią o „banderowcach”. Za tym „geniuszem” bezkrytycznie podąża Wikipedia, a za Wikipedią politycy i dziennikarze.

Tu dla jasności dodamy jeszcze, że jedynym „źródłem”, na które (pośrednio) powołuje się Motyka, a które rzeczywiście mówi o banderowcach dokonujących rzezi na Polakach w lutym 1943 roku, jest wspomnieniowa książka Jegorowa, napisana dla Sobiesiaka tuż po zamordowaniu Bandery. Na nią, za pośrednictwem Kobylańskiego, powołuje się Motyka. Są tam rzeczy jaskrawo sprzeczne z „ustaleniami” nawet samego Motyki, ale ponieważ pada słowo „banderowcy”, więc „źródło” jest dla niego dobre. W większości wypadków powołuje się na źródła, które przeczą jego tezie, a twierdzi, że jego tezę potwierdzają, licząc zapewne na to, że czytelnik będzie zbyt leniwy, żeby samemu do przywoływanych źródeł zajrzeć.

Jest to zjawisko zupełnie naturalne. Dzikie oddziały znane są z „Zakerzonia”, znane są z Galicji, również na Polesiu i Wołyniu ich występowanie było prostą konsekwencją uwarunkowań. Tylko w naiwnych wyobrażeniach Grzegorza Motyki, oraz innych specjalistów od „polityki historycznej”, zawsze istniały proste, ostre i jednoznaczne podziały na banderowców, bulbowców, melnykowców, AK-owców i sowietów (rzekomych obrońców polskiej ludności cywilnej). W praktyce częste było przechodzenie z jednej grupy do drugiej, a oprócz tego oczywistością jest istnienie „dzikich”, którzy do żadnej z wymienionych powyżej grup nie należeli. Czy w kwestii siekierników musimy wierzyć autorom sowieckiego raportu?

Nie! Nikomu nie należy bezkrytycznie wierzyć. Ale Profesor Motyka wierzy w komunistyczne teksty święcie i bezkrytycznie, jeżeli tylko są one zgodne z jego koncepcją „banderowskiego ludobójstwa”. Fundamentem jego narracji są sowieckie protokoły „przesłuchań” albo wręcz po prostu partyzanckie książki wspomnieniowe, w których schwytani banderowcy „przyznają się” sowiecko-polskim partyzantom do mordowania bezbronnych Polaków (Jegorow, Kobylański). Będziemy pisać i o tym. Zwykle są to po prostu brednie, sprzeczne nawet z „ustaleniami” samego Grzegorza Motyki, ale dla tego autora wszystko jest dobre, jeżeli tylko daje się wykorzystać w „polityce historycznej”. Czemu raport z 20 lipca został przez Profesora zignorowany?
Po prostu dlatego, że jest niewygodny – nie widzimy innego wytłumaczenia.

cdn.

                                                                                    Zespół „Dobrodziej”

Коментарі