Krwawa niedziela na Wołyniu - Dlaczego „Dowbusz” zniknął z książek Grzegorza Motyki?

 

„Krwawą niedzielą” nazywa się krwawe wydarzenia w dawnym powiecie włodzimierskim i horochowskim na Wołyniu, w dniu 11 lipca 1943 roku. Doszło wtedy do serii krwawych napadów na polską ludność cywilną, co ważne – zazwyczaj bezbronną. Nie waham się użyć słowa „rzeź”. Będę tu niekiedy używał określenia „krwawa niedziela” także w znaczeniu nieco szerszym. Będę tak określał falę rzezi w tych dwóch wyżej wymienionych powiatach, w dniach 11-16 lipca, z wyraźnym „siodłem” około 14 lipca, czyli kilkudniową dwuwierzchołkową falę napadów, która w moim przekonaniu i zgodnie z ustaleniami Siemaszków [11], miała wtedy miejsce, choć można spierać się o skalę. Objętość niniejszego artykułu nie pozwala na opisanie wszystkich wydarzeń i zagadnień, składających się na „krwawą niedzielę”. Jest to temat na całą monografię. Tutaj chcę napisać o jednym tylko zagadnieniu. Punktem wyjścia jest dla mnie słynna już wypowiedź Grzegorza Motyki, zaczynająca się od słów:

 

Wśród setek napadów na polskie miejscowości nie znaleziono ani jednego takiego, który można by przypisać Sowietom…

 

[06] str. 167. Ta wypowiedź dotyczy wszystkich wydarzeń tragedii wołyńskiej, a więc prawie całego roku 1943, a nie tylko „krwawej niedzieli”. Chciałbym jednak skupić się właśnie na „krwawej niedzieli” jako na wydarzeniach najbardziej nagłośnionych, a ściślej, jak już napisałem, na jednym zagadnieniu z tej bardzo szerokiej problematyki, jaką jest „krwawa niedziela”.

 

3 x „Dowbusz”

 

Jeżeli chodzi o napady na ludność bezbronną, a nie ataki na punkty zbrojnego polskiego, niemiecko-polskiego czy sowiecko-polskiego oporu, Grzegorz Motyka nadzwyczaj rzadko określa tożsamość napastników. W przypadku „krwawej niedzieli” (nie licząc Dominopola z 10 na 11 lipca, który wymaga osobnego omówienia – tam UPA wzięła natychmiast odpowiedzialność za co najmniej część krwawych działań i podjęła wśród Polaków akcję wyjaśniającą i uspokajającą) Grzegorz Motyka określa tożsamość dowódcy w zaledwie TRZECH przypadkach. Liczbę miejscowości napadniętych 11 lipca (licząc od niedzielnego ranka) w polskiej publicystyce i w pracach naszych historyków określa się na około 100 lub więcej, a Grzegorz Motyka w swej książce „Ukraińska partyzantka” ([05] str.331-336) tożsamość napastników, w sensie pseudonimu dowódcy lub nazwy oddziału, określił – co jeszcze raz podkreślam – w TRZECH miejscowościach:

 

Poryck (kościół) – „Dowbusz”

Chrynów (kościół) – „Dowbusz”

Jeżyn (właściwie Jerzyn) – „Dowbusz”

 

Jeżeli chodzi o Jeżyn / Jerzyn, to określenie tożsamości oddziału jest w „Partyzantce” dość mgliste, ale skoro autor pisze „Po masakrze w Porycku partyzanci UPA przeszli do kolonii Jeżyn…” to można domniemywać, że chodzi mu o ludzi „Dowbusza”, bo przy opisywaniu zbrodni w Porycku jednoznacznie pisze o „Dowbuszu”. Zresztą podobnie o Jerzynie piszą Siemaszkowie.

 

Oprócz tych trzech przypadków, przynależność sprawców do konkretnego zgrupowania, choć bez tożsamości dowódcy bezpośrednio dowodzącego sprawcami, Grzegorz Motyka określa jeszcze wspominając o kolonii Rzewuszki (13 lipca). I to jest jedyny przypadek, kiedy autor ten podjął próbę samodzielnego ustalenia tożsamości sprawców szeroko rozumianej „krwawej niedzieli” (od rana 11 lipca do16 lipca), sięgając do dokumentu z epoki. W pozostałych wyżej wymienionych przypadkach przepisał tezy innych historyków. Krótki dokument, na który powołuje się Grzegorz Motyka w przypadku Rzewuszek / Rewuszek, zawiera kilka informacji co najmniej dziwnych. Zasługuje ów dokument na szersze omówienie w osobnym artykule. Warto jednak docenić wysiłek badawczy Grzegorza Motyki w kwestii Rewuszek, bo jest to jedyny przypadek z interesującego nas zakresu, gdzie autor próbował ustalić coś samodzielnie.

 

Rzewuszki (właściwie Rewuszki) – nie określony bliżej rój (10-12 strzelców) ze zgrupowania „Sicz”.

 

Te cztery miejscowości, to są wszystkie ustalenia Grzegorza Motyki z roku 2006 [05] str.331-336, jeżeli chodzi o tożsamość sprawców fali napaści i rzezi od 11 lipca rano do 16 lipca w powiatach włodzimierskim i horochowskim.

 

Tak więc w 75 procentach swoich ustaleń, dotyczących tożsamości sprawców szeroko rozumianej „krwawej niedzieli” (od rana 11 lipca do 16 lipca), Grzegorz Motyka wskazał na „Dowbusza”. A jeżeli chodzi o wąsko rozumianą „krwawą niedzielę” (dzień 11 lipca), to „Dowbusz” stanowi 100% „ustaleń” Grzegorza Motyki.  W pozostałych wypadkach pisze ogólnie „oddziały ukraińskie”, „grupy partyzantów”, „zabito”, „wybito”, „zamordowano” (całkiem bezosobowo), „UPA”, „partyzanci UPA”, „upowcy” itd., lecz w żadnym miejscu nie próbuje dociec, w jaki sposób ustalono przynależność sprawców do UPA, ani kim konkretnie ci sprawcy byli.

 

 

Kim był „Dowbusz”?

 

Dziś pisze się o nim w wielu publikacjach, ukraińskich i polskich. Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że zginął z rąk ukraińskich powstańców jako dowódca Agenturalnej Grupy Bojowej NKWD. Nawet nasz IPN nie robi z tego tajemnicy. Najwięcej informacji na jego temat znajdziemy u Jarosława Antoniuka [01] str. 403:

 

Łewoczko Wasyl Wasylewicz [Левочко Василь Васильович] , pseudonim „Dowbusz”, „Makarenko”, „Sokołenko”, „Jurczenko”, urodzony we wsi Sebeczów w rejonie sokalskim obwodu lwowskiego. Dowódca sotni UPA nr 7. Kierował 12 lipca 1943 roku [tu data jest błędna – tylko w niedzielę mogło być dużo ludzi w kościele, powinno być więc 11 lipca - P.B.] zniszczeniem 150 Polaków w kościele poryckim (aktualnie wieś Pawłówka), w rejonie iwanczewskim obwodu wołyńskiego, oraz w sierpniu 1943 roku zasadzką na Niemców w pobliżu wsi Suchodoły we włodzimiersko-wołyńskim rejonie obwodu wołyńskiego. Od 1944 roku był organizacyjno-mobilizacyjnym referentem chełmskiego Okręgowego Prowidu OUN. Od kwietnia 1944 roku sotnik Legionu Samoobrony Chełmszczyzny. Organizował, i 27 sierpnia 1944 roku objął nad nim dowództwo, kureń „Hajdamaki”, złożony z ludzi nowego zaciągu. Kureń ten 2 września 1944 roku wprowadził w zasadzkę Wojsk Wewnętrznych NKWD, w pobliżu wioski Mikulicze, we włodzimiersko-wołyńskim rejonie.  W październiku 1944 roku złożył w sztabie Okręgu Wojskowego [UPA – P.B.] „Bug” meldunek o tych wydarzeniach i był wezwany na przesłuchanie. Schwytany 21 grudnia 1944 roku we wsi Nowiny, we włodzimiersko-wołyńskim rejonie przez Operacyjno-Wojskową Grupę poryckiego Rejonowego Oddziału NKWD razem z całym swoim sztabem. Wydał rozkaz, żeby nie strzelać i bez oporu oddać się do niewoli. Objął dowództwo nad Międzyobwodową Agenturalną Grupą Bojową NKWD. Zginął 28 sierpnia 1945 roku w zasadzce zorganizowanej przez sotnię UPA „Jagody” (M. Łukasewycz) w wiosce Waręż, w sokalskim rejonie obwodu lwowskiego.

 

Moim zdaniem słowo „schwytany” należałoby wziąć tu w cudzysłów, ale w oryginale jest bez cudzysłowu. Autor – Jarosław Antoniuk – pisze tylko to, co jest w dokumentach. Zastanawiać musi początkowa bierność UPA i OUN wobec działań Łewoczki. Wywinął się nawet w październiku 1944 roku, gdy nikt już nie powinien mieć co do niego wątpliwości. Nasuwa mi się tu analogia do słynnego Leona Łapińskiego „Zenona”, który mniej więcej w tym samym okresie został aresztowany przez SB OUN wobec podejrzeń o działalność agenturalną (działał między innymi na Wołyniu), przyznał się nawet (?), ale „jakimś cudem został zwolniony”. Mówi o tym Jewhen Sztendera [03] str. 20-21. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem wydaje się hipoteza, że agentura częściowo opanowała także te struktury, które były odpowiedzialne właśnie za zwalczanie agentury. Najlepszym przykładem jest tu znowu „Zenon” – dość wysoki funkcjonariusz SB OUN, który jako komunistyczny agent działał do 1954 roku, zadając nacjonalistom ogromne straty na terenie Polski.

 

Wróćmy do Wasyla Łewoczki – „Dowbusza”. Interesujący fragment, uzupełniający informacje zawarte u Antoniuka, można znaleźć we wspomnieniach Iwana Nowosada [02] str. 205 (tłumaczenie moje, podkreślenie moje – P.B.):

 

Znowu krążyliśmy po terenie, w okolicach Łykoszyna, Starej Wsi. Był lipiec [1944]. Do Bugu przybliżał się front. Sotnie znowu zbiły się w kureń. Dowodzenie nad całością objął Łewoczko – „Jurczenko”, przedwojenny nauczyciel na Wołyniu, pochodził z Sebeczowa. Ale już przed wojną współpracował z komunistami. Potem to miało swoje następstwa.

 

W dalszej części tego artykułu przybliżę Czytelnikom także postać Pawła Własiuka z Kisielina, gdzie również doszło do rzezi Polaków w kościele i to przeprowadzonej w niemal identyczny sposób. Podobieństwo wydarzeń w Porycku do wydarzeń w Kisielinie jest równie uderzające, jak podobieństwo „kariery” Łewoczki do „kariery” Własiuka z Kisielina. Jeden i drugi zginął jako dowódca Agenturalnej Grupy Bojowej NKWD.

 

Łebed’ i Polacy o sowietach na Wołyniu

 

Mykoła Łebed’, nawiasem mówiąc wnuk Polaka, był jednym z tych nacjonalistów, którzy przyznawali otwarcie, że UPA podjęła decyzję o usunięciu Polaków (przynajmniej niektórych, choć Łebed’ pisze ogólnie) z Wołynia. Chociaż prowadzona przez UPA akcja wypędzania Polaków, a zwłaszcza kolonistów, i niszczenia opuszczonych polskich miejscowości, na pewno miała miejsce na przykład na Sarneńszczyźnie, to akurat na terenie objętym „krwawą niedzielą” i „krwawymi dożynkami” panował względny spokój aż do 10 lipca, a nawet (po krwawej niedzieli) aż do 29 sierpnia. W dniu tym (to też niedziela) nastąpiła kolejna kilkudniowa fala rzezi zwana „krwawymi dożynkami” (29-31 sierpnia) i potem znowu nastąpił kilkumiesięczny okres względnego spokoju. Przed 11 lipca rozmawiano o sojuszu polsko-ukraińskim, formowano polsko-ukraińską partyzantkę, ludność polska czuła się względnie bezpiecznie, polskie miejscowości były odwiedzane przez nacjonalistów. Po „krwawej niedzieli” wydano odezwy do Polaków, w których wyjaśniano przyczyny krwawych wydarzeń w Dominopolu, za które UPA brała odpowiedzialność, i uspokajano ludność polską, zachęcając do pozostania na Wołyniu oraz zapewniając, że Polakom ze strony UPA nic nie grozi i że nie muszą oni zmieniać wyznania ani narodowości. Np. odezwa „Do wiadomości obywateli” datowana 15 lipca 1943, „Do ludności polskiej” [12] str.212-213 z 17 lipca 1943 albo informacje [11] str.935. Przyczyna wydarzeń w Dominopolu, wywołanych moim zdaniem bardzo tajemniczymi prowokacjami i działaniami agentur po jednej lub raczej po obu stronach polsko-ukraińskiego konfliktu, to niezwykle skomplikowane zagadnienie, wykraczające poza zakres niniejszego artykułu. Wróćmy jednak do Łebedia. Grzegorz Motyka o „przyznaniu” Łebedia pisze w sposób następujący [05] str.305 (wytłuszczenie moje – P.B.):

 

Ciekawe, iż już w 1946 r. zajmujący w banderowskiej frakcji OUN kierowniczą funkcję Mykoła Łebed’ przyznał, że w czasie wojny miała miejsce zorganizowana akcja przeciw Polakom. W swojej monografii o UPA, w której pokazał wydarzenia 1943 r. na Wołyniu, napisał m.in.: „Ukraińska Powstańcza Armia próbowała wciągnąć Polaków do wspólnej walki przeciwko Niemcom i bolszewikom. Kiedy nie odniosło to żadnego skutku, UPA wydała polskiej ludności rozkaz opuszczenia Wołynia i Polesia”. W roku 1944 rozkazem tym objęto wszystkie tereny „ważne” dla działalności ukraińskiej partyzantki. Łebed’ przyznał, iż „sprzeciw był likwidowany siłą”.

 

Nasz historyk, jak to historyk, cytuje wygodne kawałki zdań (bo nawet nie pełne zdania), zgrabnie przeskakując kilka albo i kilkadziesiąt stron, choć na tych stronach znajdują się bardzo ciekawe informacje. Co naprawdę napisał Łebed’? Najważniejszy akapit [04] str. 26 (tłumaczenie moje – P.B.):

 

Żeby nie dopuścić do spontanicznej masowej akcji antypolskiej i do wzajemnej ukraińsko-polskiej walki, która byłaby korzystna jednocześnie tak dla Niemców jak i dla bolszewików i osłabiałaby główny front walki wyzwoleńczej, Ukraińska Powstańcza Armia próbowała wciągnąć Polaków do wspólnej walki przeciwko Niemcom i bolszewikom. Gdy nie dało to żadnego rezultatu, UPA wydała polskiej ludności nakaz opuszczenia ukraińskich terenów Wołynia i Polesia.

 

Łebed’ w swojej książce wydanej w 1946 roku pisał też jednak o roli Niemców i bolszewików na Wołyniu. Zresztą pisali o tym, i to wcześniej, także Polacy, na przykład w numerze wołyńskiego „Polska Zwycięży” z 15 sierpnia 1943 roku (artykuł „Rola Niemców i bolszewików w tragedii wołyńskiej”). Co do Łebedia, to szczególnie ciekawy jest akapit, w którym autor cytuje zeznania Czcheidze-Czapajewa, działającego w 1943 roku na Wołyniu. Był on szefem jednej spośród grup operacyjnych sowieckiego wywiadu, został schwytany przez nacjonalistów i był przesłuchiwany przez SB OUN [04] str.39 (podkreślenia moje, tłumaczenie moje – P.B.):

 

Latem 1943 roku Wołyń prawie całkowicie pozostawał pod panowaniem UPA. Polacy, którzy otrzymali nakaz opuszczenia terenu, w większości dobrowolnie ten nakaz wykonali. Ich nieruchome mienie przeszło na własność ukraińskiego narodu. Tym samym przestały istnieć stworzone po 1920 roku polskie kolonie, jak różnego rodzaju Sienkiewiczówki, Ludwikówki itp. Co prawda i tu nie obeszło się bez prowokacji ze strony tak Niemców, jak i bolszewików. Żeby wykorzystać do swoich celów polsko-ukraiński konflikt, a także żeby skorzystać na zwykłych grabieżach, jedni i drudzy podszywając się pod oddziały UPA dopuszczali się na Polakach aktów gwałtu, rabunku i nawet tortur. W zeznaniach jednego z szefów operacyjnej grupy bolszewickiego wywiadu, Aleksandra Czcheidze-Czapajewa, który działał na Wołyniu, czytamy m.in.: „Polacy dawali nam pomoc i ochronę. Robili to z pobudek patriotycznych, z nienawiści do Niemców i do narodu ukraińskiego. Żeby podsycić jeszcze bardziej polsko-ukraińską wrogość, nasz partyzancki oddział miał wykonać pod przykrywką „banderowców” kilka specjalnych akcji przeciwko ludności polskiej, żeby potem można było wystąpić w obronie tejże ludności przed terrorem banderowskim i w ten sposób jeszcze bardziej związać Polaków z nami. Wiem, że tego rodzaju akcje były prowadzone przez jeden nasz oddział z polecenia Topkar-Saure, i zakończyły się pełnym sukcesem, chociaż oddział ten przekroczył dozwolone instrukcją metody działania i zniszczył m.in. Polaków w kościele”.

 

Fragment obszernego raportu z końca 1943 roku, dotyczącego stosunków polsko-ukraińskich, w tym tragedii wołyńskiej, przesłanego drogą  radiową do Londynu w roku 1944:

 

L.dz. K. 6923/43. Egzemplarz dla Pana Premiera. TAJNE / PRM/124 L.dz. 1737 /IV / 44.

 

[…]

 

Tam gdzie ludność polska nie chciała korzystać z pomocy bolszewickiej, sami bolszewicy brali udział w napaściach na polskie osiedla.

 

„Tam gdzie ludność polska nie chciała korzystać z pomocy bolszewickiej…” – dobrze pasuje to do terenu „krwawej niedzieli” i „krwawych dożynek”. Przed 10 lipca panował tam spokój. Rozmawiano o wspólnej walce, próbowano organizować „partyzantkę polsko-ukraińską” – jeden oddział nawet powstał, ale koniec jego istnienia to wydarzenia około 10 lipca – śmierć Zygmunta Rumla, rozstrzeliwanie żołnierzy z „polsko-ukraińskiej partyzantki” przez UPA i inne nader tajemnicze wydarzenia.

 

Depesza kierownictwa „Trójkąta” i „Koła” („Koło” = PPS-WRN, „Trójkąt” = Stronnictwo Ludowe)

(podkreślenie moje – P.B.):

 

L.dz.K.6043/43 otrzymana 25.X.1943.

 

Dokończenie

 

Rozwój wydarzeń nakazuje utrzymanie w czujności opinii społeczeństwa i rządów alianckich co do agresywności sowieckiej, której dowodem w Kraju jest: wzmożona propaganda, planowe rozmieszczenie oddziałów sowieckich wzdłuż Bugu, rzezie Polaków przez Ukraińców na Wołyniu, kierowane przez ukryte jaczejki bolszewickie. Siłę dywersyjnych oddziałów sowieckich, dobrze uzbrojonych przez desant obliczam na sto tysięcy.

                                                                                                Kierownictwo Trójkąta i Koła.

 

To tylko niektóre polskie źródła, mówiące o antypolskich działaniach sowieckich na Wołyniu w 1943 roku. Jeżeli przyjąć, że Łebed’ pisze prawdę, to bardzo ważna wydaje się informacja o zniszczeniu Polaków w kościele. „Dowbusz” według Grzegorza Motyki dopuścił się rzezi w dwóch kościołach. W cytowanych zeznaniach Czcheidze-Czapajewa, też jest mowa o rzezi Polaków w kościele, dokonanej przez sowiecki oddział działający pod przykrywką „banderowców”. To, co pisał Łebed’ o podobnych działaniach niemieckich, pomijam, bo wykracza to poza ramy tematyczne tego artykułu.

 

Własiuk z Kisielina – znowu kościół

 

Kościół w Kisielinie to kolejny kościół, w którym 11 lipca 1943 roku, a więc podczas „krwawej niedzieli”, doszło do rzezi Polaków. Jest to rzeź bardzo nagłośniona - powstał między innymi film dokumentalny. Kto według Grzegorza Motyki jest odpowiedzialny za rzeź w Kisielinie? Za rzeź w Kisielinie odpowiedzialne jest UPA! No dobrze, ale kto konkretnie? No po prostu UPA, UPA i już. W przeciwieństwie do Porycka i Chrynowa, w Kisielinie Grzegorz Motyka nie określa tożsamości żadnego dowódcy. Robi to natomiast Iwan Puszczuk, powołując się na relacje ukraińskich świadków (powołuje się na czterech świadków z Kisielina, podaje ich nazwiska, imiona i daty urodzenia od 1921 do 1930 [10] str.263 (tłumaczenie moje – P.B.):

 

Sotennym oddziału UPA, który otoczył kościół, był Własiuk Petro Pawłowicz [Власюк Петро Павлович] rodem z Kisielina. Po przejściu frontu okazało się, że to agent NKWD. Stanicznym w Kiesielinie był wtedy Parfeniuk Petro Nikiforowicz [Парфенюк Петро Никифорович]. Niedługo po napadzie na kościół okazał się „swoim człowiekiem” na placówce we wsi Zaturce. Z tego powodu zginęła jego rodzina – zabita z zemsty przez powstańców (3 osoby) [dosłownie jest: Невдовзі після нападу на костьол опинився своїм чоловіком на пляцувці в селї Затурці. За це постраждала сім’я – убита повстанцами (3 особи)].

 

Polacy, którzy przeżyli horror rozstrzeliwania w kościele, zauważyli i opowiadali Ukraińcom, że najwięcej złego wyrządzili dwaj niedawni sowieccy jeńcy wojenni, którzy z wioski poszli do UPA – to właśnie w ich rękach był karabin maszynowy, z którego strzelali oni do kobiet i dzieci.

 

Jak w Porycku, tak i w Kiesielinie strzelano do cywilów w kościele z karabinu maszynowego. Dalej mowa jest o tym, że sprawa masakry w Kisielinie, która stała się plamą na honorze OUN, była później wnikliwie analizowana przez miejscowych członków tej organizacji. Badano przyczyny masakry. Jako przyczyny wskazywano masowy napływ agentów-prowokatorów, którzy napływali do UPA wraz ze zbiegłymi jeńcami wojennymi. Wspomniane są zeznania Czcheidze-Czapajewa, o którym już tu pisałem. Jako drugi możliwy powód członkowie OUN wskazywali nierozumne działania miejscowej bojówki samoobrony, która sama siebie nazywała „pododdziałem UPA” [10] str.264.

 

W kwestii Parfeniuka należy wyjaśnić, że niestety, likwidacja rodzin zdrajców była co najmniej tolerowana przez nacjonalistyczne przywództwo aż do roku 1945. Dopiero wkrótce po tym, jak „Zenon” (Leon Łapiński – przedwojenny komunista, od 1948 roku na pewno agent „polskiego” MBP w SB OUN, a przedtem prawdopodobnie agent sowiecki w strukturach OUN i SB OUN) zlikwidował „Jurkę” (Teodor Szabatura) wraz z trzyosobową rodziną, zakazano takich działań. „Jurko” według Sztendery prawdopodobnie podejrzewał „Zenona” o pracę dla przeciwnika i to stało się przyczyną  śmierci „Jurki” i jego rodziny. Takie przypuszczenie sformułował Jewhen Sztendera [03] str.21.

 

Agenturno-bojowa specgrupa Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR Stanisławów, z oficerem-kuratorem.

Wracając do Własiuka... Przy obecnym stanie mojej wiedzy, nie potrafię powiedzieć, kim on dokładnie i formalnie był w lipcu 1943 roku – setnikiem UPA, dowódcą samoobrony czy może pełnił inną funkcję? Wiadomo jednak, że był w strukturach nacjonalistycznych od dawna i w strukturach UPA od kilku miesięcy czyli prawie od początku. Według informacji zawartej w tabeli z publikacji Jarosława Antoniuka [01] str. 830, od września 1943 roku do maja 1944 roku był dowódcą sotni w kureniu imienia Kniazia Światosława, który stacjonował w rejonie łokaczewskim, a więc tam, gdzie leży Kisielin. Informację na temat późniejszych losów Własiuka znajdujemy w [01] str. 176 (tłumaczenie moje – P.B.):

 

Własiuk Petro Pawłowicz [Власюк Петро Павлович] „Woron” (od 06.1942), „Hamalia” (od 08.1944), „Maksim” (06.1944), „Czajka”, urodzony w roku 1914, w wiosce Kisielin łokaczewskiego rejonu, obwodu wołyńskiego. […] Od 30.08.1944 roku dowódca kurenia UPA. W drodze od „Stemyda” (M. Bondarczuk) do organizacyjnego referenta „Szuma” (F. Cymbaluk) 27.09.1944 roku został schwytany przez Operacyjno-Wojskową Grupę oździutyckiego Rejonowego Oddziału NKWD. Zgodził się stanąć na czele Międzyobwodowej Agenturalnej Grupy Bojowej. W nocy z 4 na 5 marca 1945 roku z grupą 20 ludzi we wsi Liniów w rejonie łokaczewskim dokonał napadu na zebranie dowódców UPA-Północ (sześciu dowódców zginęło). Za przeprowadzoną akcję został przedstawiony do odznaczenia Orderem Czerwonej Gwiazdy. Został śmiertelnie ranny w brzuch 18.06.1945 roku, podczas akcji we wsi Wielimcze, w ratnieńskim rejonie, wołyńskiego obwodu.

 

W publikacji tej można znaleźć też informacje o innych „osiągnięciach” Własiuka jako dowódcy Agenturalnej Grupy Bojowej, ale z braku miejsca pomijam je. Własiuk został „schwytany” przez sowietów podobnie jak Łewoczko „Dowbusz” / „Jurczenko”. Obaj zostali szefami Agenturalnych Grup Bojowych NKWD. Obie postacie są do siebie tak podobne, jak podobna jest rzeź w Porycku do rzezi w Kisielinie.

 

Dlaczego „Dowbusz” zniknął z książek Grzegorza Motyki?

 

No właśnie! Dlaczego? „Partyzantka” [05] wydana została w roku 2006. Tam o „Dowbuszu” coś jest. Ba! Tylko „Dowbusz” i to aż TRZY RAZY, i nikt inny poza nim, został tam wskazany jako dowódca uczestniczący w „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 (nie licząc Dominopola, gdzie w nocy z 10 na 11 lipca doszło do rozstrzelania niektórych żołnierzy „partyzantki polsko-ukraińskiej” zwanej niekiedy „polską sotnią UPA”, a potem, być może następnej nocy jak piszą Siemaszkowie, do rzezi ludności cywilnej). „Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła” [06] zostało wydane w roku 2011. Tam nie ma nawet śladu po „Dowbuszu”. Pojawia się za to słynna wypowiedź [06] str.167:

 

Wśród setek napadów na polskie miejscowości nie znaleziono ani jednego takiego, który można by przypisać Sowietom. Za to w każdym przypadku (vide mord w Parośli), gdzie udało się ustalić tożsamość sprawców, okazali się nimi banderowcy.

 

O Parośli kiedyś pisałem i pewnie jeszcze napiszę, chociaż sam Grzegorz Motyka ostatnio, mówiąc o Parośli,  jakoś dziwnie pomija banderowca „Korobkę” i jego banderowską sotnię. Dawniej o „Korobce” w Parośli mówił przy każdej okazji. Ostatnio zamiast „Korobki” pojawiły się w jego wypowiedziach ogólnikowe sformułowania, nie zawierające żadnych konkretów co do tożsamości sprawców: [08] 00:50:05 i 01:34:00, [09] 00:30. Wróćmy jednak do „Dowbusza”. W książce „Wołyń 43” wydanej w 2016 roku [07] jest przeszło 40 stron o chorwackich ustaszach (działających oczywiście w Chorwacji, a nie na Wołyniu), ale dla biednego „Dowbusza” miejsca zabrakło. 

A przecież nasz zasłużony historyk nie ma się czego bać! Zawsze może napisać, że „Dowbusz” co prawda pracował dla komunistów przed wojną i pracował dla komunistów po wojnie, póki go banderowcy nie zabili, ale akurat 11 lipca 1943 roku to on był prawowiernym banderowcem i z Sowietami nie miał nic wspólnego.

 

Paweł Bohdanowicz

3-7 października 2021

Literatura:

 

[01]

Jarosław Antoniuk, УКРАЇНСЬКИЙ ВИЗВОЛЬНИЙ РУХ У ПОСТАТЯХ КЕРІВНИКІВ
ВОЛИНСЬКА ТА БРЕСТСЬКА ОБЛАСТІ (1930–1955) / ЛІТОПИС УПА / БІБЛІОТЕКА – ТОМ 13, Toronto - Lwów 2014.

 

[02]

Bohdan Huk (zebrał), Zakerzonia / Закерзонія /  Wspomnienia żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii, Warszawa 1994.

 

[03]

Bohdan Huk (zredagował), UPA і WiN w walce z totalitaryzmem 1945-1947 / Dokumenty, Wspomnienia, Przemyśl 2018.

 

[04]

Mykoła Łebed’,  УПА / УКРАЇНСЬКА ПОВСТАНСЬКА АРМІЯ, / І. ЧАСТИНА,

Видання Пресового Бюра УГВР 1946.

 

[05]

Grzegorz Motyka, Ukraińska partyzantka 1942–1960, Warszawa 2006.

 

[06]

Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła, Kraków 2011.

 

[07]

Grzegorz Motyka, Wołyń ’43, Kraków 2016.

 

 

 

[08]

Grzegorz Motyka (jako uczestnik dyskusji), Wołyń pod okupacją niemiecką, IPN, 2020.

https://www.youtube.com/watch?v=07xZIZhPS78&t=3791s

 

[09]

Grzegorz Motyka dla Polskiego Radia, lipiec 2021.

https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2338966,Prof-Grzegorz-Motyka-to-byla-etniczna-czystka-na-Polakach

 

[10]

Iwan Puszczuk, Трагедія українсько-польського протистояння на Волині 1938 – 1944 років.

Іваничівський та Локачинський райони / упорядник, Пущук І.А., Łuck 2010.

 

[11]

Władysław Siemaszko i Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945. T. 1 i 2, Warszawa 2000.

 

[12]

Wołodymyr Wiatrowycz (zebrał i opracował), ПОЛЬСЬКО-УКРАЇНСЬКІ СТОСУНКИ В 1942—1947 РОКАХ У ДОКУМЕНТАХ ОУН ТА УПА, Tom 1., Lwów 2011.

Коментарі