Ми мурашки - My mróweczki

             

       Pierwszy dzień wojny, masowy napływ tysięcy patriotów do Batalionów Ochotniczych. Te Bataliony powstają, a ściślej odradzają się, uzyskują status walczących w składzie Sił Zbrojnych Ukrainy lub innych siłowych struktur państwa. Także nasi znajomi wstępują do nich. Od Armii otrzymują podstawowe wyposażenie, a wiec broń, amunicję, trochę innego sprzętu wojskowego, ale brakuje niemal wszystkiego.

Znajomi i bliscy, którzy nie walczą (dalece nie wszyscy chętni do walki byli przyjmowani w pierwszej fali dobrowolnej mobilizacji), organizują pomoc. Już od dawna działają różne fundacje i inne organizacje wolontarskie, których wkład w pomoc dla armii jest bardzo duży, ale nam wszystkim chodzi o to, aby pomoc docierała bezpośrednio do naszych chłopców, więc wszyscy zaczynamy działać dokładnie w tym kierunku. Początkowo wysyłamy pieniądze, kto ile może, bezpośrednio na karty naszych chłopców – pieniądze na jedzenie, na środki higieny osobistej, na napoje, obuwie, skarpety i ciepłą bieliznę. Chłopcy mogą jeszcze sami wszystko kupować, działa jeszcze przedwojenna logistyka.

Później narasta problem z brakami w wyposażeniu naszych oddziałów. Działa zaopatrzenie w żywność, ale widać niedostatki w wyposażeniu. Zaczynamy organizować się w grupy. W Ukrainie trudno już cokolwiek kupić, poszukujemy więc za granicą. Zaczynamy organizować zbiórkę pieniędzy na poważniejsze zakupy w Polsce, bo tam jeszcze jest do kupienia to, co najbardziej potrzebne. Jednocześnie kupujemy i dostarczamy do oddziałów to, co można jeszcze zdobyć w Ukrainie.

Chcę Wam bardziej szczegółowo opowiedzieć o zakupach w Polsce. Nie będę nikogo wymieniać z nazwiska – podaję tylko imiona. Wybaczcie, jeżeli o kimś zapomniałem. O niektórych ludziach mogę nawet nie wiedzieć. Było mniej więcej tak:

                                                                                                                                                        

Wpłaty z jednej tylko karty w Anglii
na samym początku naszej akcji
Organizuje się grupa ludzi w Ukrainie: Adam i Petro, w Anglii Oliwia, w Polsce Paweł.
Później dołączają Tolik, Vida i Ołeksandra w Ukrainie oraz Iwan w Hiszpanii. Grupa ta rozpoczyna akcję zbierania pieniędzy. Najpierw jest to akcja spontaniczna - wspomniana wcześniej finansowa pomoc, polegająca na wysyłaniu pieniędzy bezpośrednio na karty chłopców. 









Przejdź do akcji
Później pojawia się tekst z prośbą o wsparcie finansowe w celu zakupu sprzętu wojskowego dla znajomych żołnierzy: Romana, Jarosława, Ołeksandra i jeszcze jednego o tym samym imieniu - Ołeksandr

W Polsce znajdujemy firmę oferującą sprzęt wojskowy, a w niej bardzo przyjaznego i chętnego do współpracy Michała. Dzięki niemu znalezienie potrzebnego towaru staje się łatwiejsze. Mamy odpowiedniego doradcę.

Zamówienie jest już zredagowane. Trzeba wysłać pieniądze. Pierwszy wielki problem to ograniczenia związane z wysyłką pieniędzy za granicę. Trudno wysłać zebrane fundusze. Można oczywiście to zrobić, ale przejście przez bariery biurokratyczne zajmie kilka dni, a potrzebny sprzęt zaczyna znikać również z polskiego rynku.

Petro przez Serhija znajduje mieszkającego w Polsce Witalija, który zapłaci na miejscu za zamówiony towar – wyłoży pieniądze – a środki ze zbiórki otrzyma na kartę płatniczą zarejestrowaną w Ukrainie.

Pieniądze trafiają na konto firmy sprzedającej sprzęt. Części zamówionego towaru już nie ma - trzeba wybierać z tego, co jest – skorygować zamówienie. Niektóre towary firma też musi zamawiać - czas ucieka . Michał staje na głowie, żeby jak najszybciej skompletować zamówienie - towaru zaczyna brakować także w Polsce.

Po kilku dniach całe zamówienie dociera dwoma dostawami do sklepu w Krakowie. Umówiony wcześniej transport z Polski do Kijowa już nie jest możliwy, bo Jarosław, który miał zabrać nasze zakupy, jest już w Ukrainie i wróci do Polski dopiero za kilka dni

Towar ze sklepu zabiera Henryk z Krakowa (a druga dostawę jego syn Daniel) i przechowuje go u siebie w domu. Trwają poszukiwania transportu. 

Grażyna z Bielska Białej znajduje Adriana z Jaworza, który za dwa dni będzie jechał do Lwowa. Pojawia się problem z przewozem przez granicę. Żeby nie było komplikacji, w deklaracji celnej powinna być wpisana legalna organizacja zarejestrowana w Ukrainie. Pomaga Ołeh z Brodów, podając dane organizacji, z którą współpracuje. Adrian zabiera zakupy od Henryka. Ma je przekazać we Lwowie Ołehowi.

I znowu problem. Samochód Adriana zepsuł się pod Lwowem. Petro przez L., która pracuje w Warszawie, znajduje kontakt przez jej brata - W. ze lwowskiej Obrony Terytorialnej - z właścicielem serwisu samochodowego - Andrijem. Ten ochoczo pomaga Adrianowi.

Do przekazania zakupionego wyposażenia dochodzi na drugi dzień. Przy okazji znajomość Ołeha i Adriana zacieśnia się i jeszcze w tym samym dniu Adrian  przywozi z Polski do Lwowa sporo sprzętu potrzebnego na froncie i przekazuje Ołehowi na prawach pomocy charytatywnej.

 Ołeh wysyła nasze zamówienie do Kijowa z pomocą kierowcy Andrija, który jedzie z zaopatrzeniem do sztabu jednego z Batalionów Ochotniczych.

Serhij - ojciec jednego z chłopców, którym pomaga nasza grupa - zabiera paczki ze sprzętem i przywozi do swojego domu. Zebrany partia sprzętu czeka jeszcze na dokompletowanie sprzętem kupionym w Ukrainie i w poniedziałek wyruszy na wschód, do naszego oddziału. Operacja niemal zakończona.

Większość opisanych operacji została przeprowadzona przez ludzi, którzy wcześniej nie znali się. Przesyłanie pieniędzy, przekazywanie towaru… 

Zaufanie, uczciwość, szczerość, gotowość pomocy i solidarność!



Dlaczego o tym wszystkim piszę, wyliczając drobiazgowo wszystkie przeprowadzone operacje? To przecież jeden mały epizod. Sprzętu nie tak wiele - łącznie zaledwie kilka tysięcy dolarów, ale chodziło mi o to, żeby pokazać, jak działa spontanicznie tworzący się organizm, realizujący takie przedsięwzięcie.

Każda z osób wymienionych i niewymienionych, bo i takie brały aktywny udział, to mrówka pracująca w naszym wspólnym mrowisku.

Jest jedno wielkie Mrowisko i są miliony mróweczek. Są nie tylko Ukraińcy, ale również Polacy. Wszyscy razem pracujemy na jedno wspólne ukraińsko-polskie Mrowisko. I właśnie dzięki takiej współpracy my tę wojnę wygramy! Nie wiemy, jak długo ona potrwa, ale armia mrówek musi wygrać z armią orków. Po naszej stronie jest prawda, my działamy dla osiągnięcia szczytnych celów: wolności, niepodległości, demokracji, solidarności...

Moskwa to siły ciemności - to śmierć, totalitaryzm, niewola.

My Ukraińcy i Polacy zwyciężymy, a wszystkie trudne sprawy, które od lat stanowiły dzielący nas problem, z łatwością zostaną wyjaśnione, gdy upadnie Moskwa, gdy zlikwidowana zostanie moskiewska agentura i gdy zwalczona zostanie moskiewska dezinformacja. Choć to bardzo zaskakujące dla człowieka nie obeznanego z tymi zagadnieniami, ówczesne polskie i ukraińskie (nacjonalistyczne) relacje o tragicznych wydarzeniach, były ze sobą zgodne w 80 procentach. Niestety z biegiem lat Moskwa zdołała narzucić nam i wpoić swoją wersję wydarzeń. Zniknie Moskwa – zniknie problem, a prawda dotrze do świadomości milionów ludzi i wtedy nie będzie nas dzielić już nic.
Wolni z wolnymi – równi z równymi!

Działamy dalej, uczymy się, nabieramy doświadczenia, nabieramy rozpędu. Chłopcy walczą, rosną w siłę, stają się doświadczonymi żołnierzami – w walce z Moskalami nie mają sobie równych. Na pohybel Moskwie!

Wszystkim darczyńcom szczere podziękowania! Ale o tym napiszemy oddzielnie.

 

Zdrowych i Wesołych Świąt, Bracia Polacy!









Chetnych do wsparcia naszej akcji zapraszamy:












Коментарі